Idąc nazbierałam trochę kwitnących gałązek.
To był miły dzień w przeciwieństwie do dzisiejszego, ponurego.
Wnętrza poniżej to dalsza, kawiarniano-klubowa cześć
Hamsy. Miała być kontynuacją głównego lokalu, ale w bardziej niezobowiązującym klimacie.
Chodziło o to, żeby spokojnie rano napić się kawki, a wieczorem zmyślnego drinka.
Żeby można było wyświetlić sobie slajdy (na ekranie, który w momencie kiedy robiłam zdjęcia jeszcze nie zawisł:), wystawić swoje obrazy, zagrać swoją muzykę.
To co łączy obydwie Hamsy to tło:
wykończenie ścian - biała farba wapienna, duża ilość zieleni, podobne stoliki, zdjęcia na ścianach (tym razem ze współczesnego Kazimierza, a nie z Tel Awiwu i drukowane na tkaninach, a nie na blachach).
W tym lokalu pracowało się nieco inaczej niż w poprzednim. Przypadek odgrywał tu dość dużą rolę.
Nie zawsze dostawałam to co chciałam:)
Najbardziej nie dostałam baru. Jest piękny, bielony, jesionowy, a bardzo chciałam biały, betonowy (takie nawiązanie do starej kuchni i zapiecka miało być, ale nie wyszło)
Stołki przy barze również miały być prostsze, ale znalazły się akurat inne:)
Pozostałe krzesła to też lekko okiełznany spontan.
Ogólnie jest prawie wszystko to co miało być:)
Ciekawe czy taka słodsza Hamsa też Wam się spodoba?
Ona zajęła się wyszukaniem i uszyciem wszystkich potrzebnych tkanin.
Po wielu, wielu wizytach w okolicznych ciucholandach zgromadziła materiały na kołderki leżące na paletach. Z potarganych resztek zrobiła lampy nazwane przez nas "meduzami" (te stojące).
Największy horror przeżyła przy wiszących abażurach. Uszycie takich kilometrów tkaniny to jedno (najmniejsza lampa ma 80 cm, a największa aż 130 cm średnicy), ale zabarwienie ich na odpowiedni kolory to druga sprawa, zwłaszcza gdy ja ten kolor akceptuję:P
Kiedy siostrze wydaje się, że wszystko jest na dobrej drodze, wpadam ja:)) Robię szybciutką korektę koloru i wypadam. Ona przeżywa krótkie załamanie nerwowe, idzie po cuchnący i szkodliwy, na wszystkie możliwe sposoby, odplamiacz i próbuje dla mnie złamać kolory. Trwa to ok jednego dnia.
Co jakiś czas sprawdzam czy żyje. Przeżyła. Ja też (siostra po ace była lekko osłabiona, a potem złość jej przeszła)
Lampy i kołderki bliżej możecie obejrzeć jeszcze
tutaj, na
blogu poświęconemu naszemu rękodzielnictwu. Na
taftyli zobaczycie też etapy powstawania. Zapraszamy serdecznie.
Ta wystemplowana łapa ma być częściowo przykryta białym ekranem.
Dorota zrobiła te lampy ładnie cieniowane, ale wiecie lokale żyją swoim życiem. Nie chciało nam się już odwiązywać tego wszystkiego, co "narosło" kiedy nas nie było.
Zdjęcia na ściany zrobiłam sama z wyjątkiem "fortepianisty", którego autorką jest
Dominika, ale pozwoliła mi je troszkę przerobić.
A w barze moje stempelki "oczka". Skąd oczka? W logo Hamsy "skradziono" oko, które zazwyczaj występuje na środku tego znaku. Chciałam, żeby wróciło:)
Pozostałe zdjęcia możecie zobaczyć
tutaj.