Miałam przygotować dwie sale.
Centrum Kazimierza więc tak bardziej dla turystów;) Klimacik retro. Nie chodziło oczywiście o utrzymanie jakiegoś stylu:) Chodziło o wrażenie starego opuszczonego pałacu bez stylu.
Jak zawsze u mnie tanio (wykonanie, nie projekt:) i z tego co dają:)
Dawali niestety dużo i nie zawsze na temat:) Udało mi się wyprosić kilka lamp zwłaszcza tą niebieską. Stoły były więc trzeba było je ukryć:P Krzesła - coś tam określiłam jakie mają być, ale przyjechało i tak to co było w "hurtowni".
Podsumowując: lokal ten to taka zbieranina, mniej lub bardziej zbliżonych do tego co chciałam przedmiotów, delikatnie przeze mnie "ogarniętych". Lubicie to słowo? Ja bardzo. Jak się czegoś nie da zrobić to się to ogarnia:))
Niektórzy powiedzą, że to kicz i wcale się nie obrażę, ale chciałam pokazać, że architekt wnętrz nie zajmuje się wyłącznie wysmakowanymi tematami. Takie jak ten też się zdarzają i powiem Wam szczerze z wielką przyjemnością tworzyło się te sale.
Troszkę nerwowo było na początku, kiedy poprosiłam o pomalowanie sal tak jakby je coś zalało. Miny wykonawców sobie wyobraźcie. No to zalałam sobie je sama.
Miny przypadkowych gości - podobne do min wykonawców.
Potem było jeszcze gorzej. Poprosiłam o obsypanie ścian piachem i brudem z piwnicy. To też sobie sama zrobiłam. Potem sama domalowałam lamperie i wszystkie ścienne ozdoby. No dobra, prawie sama.
Obrusy szył nasz prawdziwy krawiec, ale całą resztę tkanin robiła siostra.
Dorota przeszukała wszystkie ciucholandy w okolicy w celu znalezienia odpowiednich szmatek, zwłaszcza firan (dzięki za Ikea Lill) Większość z tych tkanin była podbarwiana i "brudzona" - musiały pasować
do ścian :)
Do ostatniego dnia było nerwowo.
Nikt nie wierzył, że ten klimat się stworzy, ale w Wielki Piątek uwierzyli:)
Poniżej zdjęcia z wyżej wymienionego piątku.
Gdzie nie gdzie da się zauważyć "fragmenty" sprawnej wielkopiątkowej ekipy, za pomoc której bardzo dziękuję.
Nie wiem kiedy mi ten rok uciekł.
Nie mogłam się zebrać, żeby zrobić zdjęcia gotowego lokalu, a potem jakoś blog mnie odrzucał i nie chciało mi się nic publikować, poza tym miałam troszeczkę prawdziwej pracy, a to zawsze ważniejsze od wpisów.
No to zapnijcie pasy. Najpierw piątek, czyli w trakcie, a w kolejnym wpisie to co wyszło.